Sądziłam, że dorosła autorka, która konsultuje się z córką, popełni lepszą książkę niż podróżniczka Nela. Niestety, zawiodłam się. Okazało się, iż nie jest proste napisać dobrą książkę. Taką, w której nie powtarzają się ciągle te same informacje niczym melodie w katarynce. I to na dodatek błędne. Ot, choćby stwierdzenie, że Nil jest najdłuższą rzeką świata. Gdy zwróci się uwagę na takie potknięcie, wiarygodność autorki staje pod znakiem zapytania. To podkreślanie kto jest wydawcą książki i jakie to wspaniałe, kolorowe czasopismo. I te ugrzecznione opisy. Na przykład kobiet z ludu Padaung. One nie bardzo mają wyjście i muszą nosić obręcze, są niemalże zakładniczkami Tajlandii i atrakcją turystyczną. Nie mają obywatelstwa, praw, pozwolenia na opuszczanie wyznaczonego im terytorium. I czy rzeczywiście wydłużają im się szyje? Do tej pory twierdzono, że to obojczyki się wgniatają. Takich wątpliwości mam jeszcze całkiem sporo. A największą zagadką jest tytuł dobrej, solidnej książki podróżniczej dla dzieci.